/ot/ Pastylki a śmierć

w dziale Opera
Gargamel napisał(a):

Ja wiem, że to jest forum o Operze, ale jestem do niego przywiązany, a muszę się z kimś tym podzielić wink ... Zresztą Ryszard pisał, że dobre OT nie jest złe. Co prawda nic dobrego mi się dziś nie przytrafiło, ale nie uprzedzajmy wypadków tej opowieści.

Przed chwilą o mało co nie znalazłem się w krainie wiecznych łowów, za sprawą pastylki Septolete. Na marginesie: od dziś NIE POLECAM - powinni, jak na papierosach, pisać że użytkowanie grozi śmiercią. Utkwiła mi ona w przełyku - oczy w słup, spazmatyczne ruchy mięśni, całkowita blokada oddychania - i już żegnałem się ze światem. Ciekawa sprawa, że uzyskałem niesamowitą jasność umysłu i zacząłem rozważać możliwości - no i doszedłem do wniosku, że pogotowie i tak na czas nie przyjedzie itp. itd... Dobrze, że był ktoś, kto mnie pochylił i uderzał w plecy, bo jestem prawie pewien, że w przeciwnym razie miałbym tę nieprzyjemność posiadać na nagrobku sentencję "Zmarł młodo, śmiercią tragiczną, od pastylki". I choć sytuacja quasi-komiczna i opisana bez zbędnego patosu wink , to uwierzcie, że co do istoty - nie żartuję.

Ech, przeżycie to odmieni moje życie - co prawda nie uważam, że "dostałem drugą szansę" i nie usunę z niego grzeszności wink , ale zawsze będę przekrawał pastylki! Czego i wam życzę i dziękuję za uwagę (musiałem o tym napisać).

Acha:

Ufff

P.S. Wszyscy, którzy mi źle życzycie: Nie tym razem p

Ultrazbig napisał(a):

OT aż huczy bigsmile
Czy aby septolete nie jest na gardło ... bo jeżeli tak ... to chyba można je zaliczyć do gatunku inteligentnych tabletek, które trafiają w odpowiednie miejsce ... i usuwaja problem trwale devil

Pozdrawiam
Zbyszek

Gargamel napisał(a):

Originally posted by Ultrazbig
Czy aby septolete nie jest na gardło ... bo jeżeli tak ... to chyba można je zaliczyć do gatunku inteligentnych tabletek, które trafiają w odpowiednie miejsce ... i usuwaja problem trwale devil


No dziękuję Ci bardzo za tę miłą uwagę. Tylko, że ja naprawdę mogłem odejść z tego świata...

Ultrazbig napisał(a):

Opps ... wink nie bierz mojej wypowiedzi tak poważnie wink

Pozdrawiam
Zbyszek

wojtzuch napisał(a):

Zawsze można podskakiwać i odbijać się plecami od sufitu wink

BTW, znam kogoś, kto raz pomylił wonny olejek do "palenia" w kadzielnicy z jakimś leczniczym syropem...

prosiaczek napisał(a):

A co z kręgosłupem po tym uderzeniu? bigsmile

Jurgi napisał(a):

...tak, bo na dodatek ludzie mają kijowo zmiksowany układ przełykowy z oddechowym. Ciesz się, że ci to Septolete do płuc nie wpadło...

Przechlapane mają ci, którym wycięto migdałki (zwłaszcza w późniejszym wieku). Trzeba się od nowa uczyć łykać, bo łykane często właśnie chce do płuc wlatywać... coś się nie zwiera jak powinno. Może nie u wszystkich, ale na pewno u niektórych.
Pamiętam, że jakoś tak niezbyt długo po wycięciu moich migdałków pastylka witaminy B wleciała mi jakimś sposobem do nosogardzieli i utkwiła gdzieś w zatokach... Nie dość, że paliła, rozpuszczając się powoli, to cuchnęła paskudnie (jak to witamina B), a rozpuszczona sączyła się nosem. Wreszcie po pół dnia męczarni udało mi się ją wysmarkać... No niezły hardkor wink.

Motto: łykanie bywa bardzie ekscytujące niź skoki na bunji (tak się to pisze?).

Mayor napisał(a):

Motto: łykanie bywa bardzie ekscytujące niź skoki na bunji (tak się to pisze?).

bungee
http://bungee.prv.pl/
http://www.bungee.com.pl/
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bungee_jumping

choć zaraz znajdą się tacy coto będą szukali w PWN polskiego odpowiednika ;P

tatool napisał(a):

Originally posted by Jurgi
...tak, bo na dodatek ludzie mają kijowo zmiksowany układ przełykowy z oddechowym.


nie ma to jak byc niemowlakiem w takim razie smile one sobie radza z oddychaniem i polykaniem jednoczesnie, cwaniaczki male cool

Gargamel napisał(a):

Originally posted by Jurgi
...tak, bo na dodatek ludzie mają kijowo zmiksowany układ przełykowy z oddechowym. Ciesz się, że ci to Septolete do płuc nie wpadło...


Cóż, najbardziej cieszę się z tego, że żyję wink . Tylko mię teraz coś strasznie we łbie łomocze - pewnie przez ten wysiłek, długie trzymanie głowy poniżej pasa.

Przechlapane mają ci, którym wycięto migdałki (zwłaszcza w późniejszym wieku). Trzeba się od nowa uczyć łykać, bo łykane często właśnie chce do płuc wlatywać...


bigeyes

Nie dość, że paliła, rozpuszczając się powoli, to cuchnęła paskudnie (jak to witamina B), a rozpuszczona sączyła się nosem. Wreszcie po pół dnia męczarni udało mi się ją wysmarkać... No niezły hardkor wink.


Powoli robi się z tego wątek "Otarli się o śmierć" wink .

Motto: łykanie bywa bardzie ekscytujące niź skoki na bunji


Hmm. Wolałbym tego nie powtarzać.

Miaua napisał(a):

Originally posted by Gargamel
Wogóle, wbrew niektórym zachwytom biologów, wydaje mi się, że w naszym organiźmie coś zostało nieźle spie... spraprane.



Zostało skonstruowane tak, zeby nie móc jednoczesnie połykać i oddychać. Jak połykasz to masz zatkaną dziuke oddechową, zeby sie nie udusić czymś. Tylko, ze czasem coś nie zadziała prawidłowo:( Ale małpy mają "spiepaprane" ( smile ) właśnie bo moga oddychać połykając.

Gargamel napisał(a):

Originally posted by Miaua
Zostało skonstruowane tak, zeby nie móc jednoczesnie połykać i oddychać. Jak połykasz to masz zatkaną dziuke oddechową, zeby sie nie udusić czymś.


Wiem o tym. Chodziło mi jednak o to, że logiczniejszym rozwiązaniem wydaje się całkowite rozdzielenie jedzenia i oddychania (jakaś osobna dziurka wink ), a niektórzy miłośnicy Natury wskazują czasem na niezwykłą logikę jaką się ona posługuje.

Miaua napisał(a):

Ewolucja jeszcze sie nie skonczyła więc jest nadzieja na osobne dziurki:D Ale jak bedziemy tak pechowo połykać to Septolete to nie wiem, czy damy jej szanse ;-)

janbar napisał(a):

Z przekrawaniem pastylek nawet do ssania, to tez uwazaj, bo moga miec specjalna warstwowa budowe, by odpowiednio uwalniac skladniki, ale to juz raczej leki lub pewne formy skomplikowanych/nowoczesnych parafarmaceutykow.
No ja mialem taka przygode z przyslowiowym/anegdotycznym juz, groszkiem. wink Wpadl do tchawicy i doslownie poczulem jak jak siedzi do polowy w otworze oddechowym, chyba instynkt mi nie pozwolil nabrac wiekszego oddechu do "lepszego wykaslania" go wink, po chwili paniki wyrzucilem go powietrzem z pluc. Nie trwalo to dlugo, ale zdarzenie pamietam do dzis... wink

Pozdrawiam,

janbar.smile)

PS. W podobny sposob zapadla w spiaczke corka pewnej znanej aktorki ( nie chce wymieniac jej nazwiska ), zachlystujac sie lyzeczka syropu dla dzieci - niby niemozliwe, ale skurcz oskrzeli od aktywnych skladnikow syropu, na dluzsza mete spowodowal coraz slabsze dotlenienie mozgu i pomoc nie zdazyla na czas, pomimo natychmiastowego transportu do szpitala przez matke.

janiszj napisał(a):

Originally posted by Gargamel
Septolete wcale nie ma "inteligentnie trafiać". Ona jest do ssania, tylko że przez przypadek ją połknąłem. Tym niemniej - mając na uwadze, że zawsze można połknąć to co się ma w ustach - powinni robić te pastylki mniejszymi...


Jaka to siła reklamy i atrakcyjnego wyglądu... Te wszystkie duże i kolorowe pastylki do ssania są o kant d... potłuc. Mają ładnie wyglądać i się dobrze sprzedawać... Następnym razem weź stary, dobry, MAŁY Chlorchinaldin... (lub jedz czosnek...)

janiszj napisał(a):

Originally posted by Jurgi
Pamiętam, że jakoś tak niezbyt długo po wycięciu moich migdałków pastylka witaminy B wleciała mi jakimś sposobem do nosogardzieli i utkwiła gdzieś w zatokach... Nie dość, że paliła, rozpuszczając się powoli, to cuchnęła paskudnie (jak to witamina B), a rozpuszczona sączyła się nosem. Wreszcie po pół dnia męczarni udało mi się ją wysmarkać... No niezły hardkor wink.

I jaki z tego wniosek? Następnym razem zażywaj witaminę B w naturalnej postaci... beer Polecam zwłaszcza niepasteryzowane piwo niekoncernowe.cheers

golew napisał(a):

Skoro już otarli się o śmierć ....

Gdy miałam kilka lat, to moja mama robiła raz naleśniki. Smarowała je dżemem i zwijała w rulonik. A ja pazerna chciałam ugryźć za dużo i szybko połknąć. I ten kawałek utkwił mi w gradle. I ani w te ani wewte .... Byłam już sina, ale na szczęście mamie się udało mi pomóc. Potem przez kilka lat nie było nalesników ...

andol napisał(a):

Originally posted by golew
Skoro już otarli się o śmierć ....



Eee... tam. wink
Mnie w dzieciństwie przejechał (przejechał, nie potrącił) autobus. Kilka tygodni w szpitalu. A kilka lat później spadłem z wysokości 3 piętra. Na szczęście lądowiskiem był zielony trawnik. Trzy miesiące w szpitalu plus kilka krótszych pobytów.
knight

Gargamel napisał(a):

Originally posted by andol
Eee... tam. wink
Mnie w dzieciństwie przejechał (przejechał, nie potrącił) autobus. Kilka tygodni w szpitalu. A kilka lat później spadłem z wysokości 3 piętra. Na szczęście lądowiskiem był zielony trawnik. Trzy miesiące w szpitalu plus kilka krótszych pobytów.
knight


Jak Ty to zrobiłeś, że Cię autobus przejechał? W każdym razie przebiłeś wszystkich rozmachem wink . Ale jak widać poniżej, nie trzeba specjalnego rozmachu żeby zginąć...

Originally posted by janbar
W podobny sposob zapadla w spiaczke corka pewnej znanej aktorki ( nie chce wymieniac jej nazwiska ), zachlystujac sie lyzeczka syropu dla dzieci



Originally posted by janiszj
Jaka to siła reklamy i atrakcyjnego wyglądu... Te wszystkie duże i kolorowe pastylki do ssania są o kant d... potłuc. Mają ładnie wyglądać i się dobrze sprzedawać... Następnym razem weź stary, dobry, MAŁY Chlorchinaldin... (lub jedz czosnek...)


Na wygląd wcale nie patrzyłem. Chlorochinaldinu używałem, ale zdaje się, że już nie ma go w aptekach. Reklama natomiast na pewno działa na aptekarzy - jak tu się oprzeć wyjazdom w ładne miejsca, wystawnym obiadom serwowanym przez producentów...

Gargamel napisał(a):

Originally posted by Ultrazbig
Opps ... wink nie bierz mojej wypowiedzi tak poważnie wink


OK wink . Acha, Septolete wcale nie ma "inteligentnie trafiać". Ona jest do ssania, tylko że przez przypadek ją połknąłem. Tym niemniej - mając na uwadze, że zawsze można połknąć to co się ma w ustach - powinni robić te pastylki mniejszymi...

Originally posted by prosiaczek
A co z kręgosłupem po tym uderzeniu? bigsmile


Powiem tak: kręgosłup jest zdecydowanie lepiej skonstruowany niż nasz system oddechowy wink . W ogóle, wbrew niektórym zachwytom biologów, wydaje mi się, że w naszym organiźmie coś zostało nieźle spie... spraprane.

wojtzuch napisał(a):

Ja spadłem z konia w galopie lotem koszącym, a jako że to było zsunięcie się (ściął na łuku), nie zaś lot po krzywej balistycznej (smile), więc ręce z tyłu bez czasu na reakcję. Głowę zdołałem tylko odchylić na maksa, jednak obojczyk musieli mi wiercić i wiązać (więzozrost poszedł) bigsmile

Zajec napisał(a):

wojtzuch napisał(a)
Ja spadłem z konia w galopie lotem koszącym, a jako że to było zsunięcie się (ściął na łuku), nie zaś lot po krzywej balistycznej (smile), więc ręce z tyłu bez czasu na reakcję. Głowę zdołałem tylko odchylić na maksa, jednak obojczyk musieli mi wiercić i wiązać (więzozrost poszedł) bigsmile


No proszę, kogo się tu nie znajdzie wink

Mi się udało zachaczyć strzemieniem o dwu metrową listwę przybitą pięcioma gwoździami... Na szczęście wyszedłem z kilkoma zadrapaniami i rozdartą kurtką, a konikowi nic nie było :-)

Skąd jesteś?

Miaua napisał(a):

A ja sie niczym spektakularnym pochwalić nie mogę ;( Bo tylko śpiąc spadłam z łózka pietrowego ;p Chodziłam potem nieco przetracona.

quiris napisał(a):

A ja zaliczyłem slalom samochodem z prędkością początkową ok. 90 km/h w czasie ulewnego deszczu pomiędzy trzema słupami na pasie zieleni pomiędzy dwupasmówką i już myślałem, że wyjadę na jezdnię, ale samochód przedziwny sposób obrócił się na jednym kole i uderzył tyłem w trzeci z kolei słup. Impet był tak duży, że odpadła z przodu atrapa na chłodnicę, (oprócz stłuczonej tylniej szyby i trochę pogiętych blach). Jazdę po tym zdarzeniu kontynuowałem bez problemu wink

RomanK napisał(a):

Miaua
A ja sie niczym spektakularnym pochwalić nie mogę ;( Bo tylko śpiąc spadłam z łózka pietrowego ;p Chodziłam potem nieco przetracona.


A rzeczywiście koteczki tak mają, że ekstremalne zdarzenia ich się nie imają. wink

A jakbym miał o swoich przygodach opowiedzieć to zebrałoby się tego troszeczkę.
ilość złamań: 5 (na szczęście tylko nogi mam proste)
z ciekawszych złamań: miednica lol - spadłem z komina takiego przy kotłowni no z jakiegoś drugigo piętra
niezliczona ilość upadków ze znacznych wysokości z objawami Gargamelowej połkniętej tabletki
2 samochody w drobny mak (żadnych skutków ubocznych prócz obcego na mostku) - znaczy kasacja. W jednym ścięte drzewo przy drodze (nie mylić z chojaczkami), na drugim się zatrzymałem.

A jeszcze z takich ciekawych przeżyć to raz kuzyn sobie wymyślił że dostanie ataku epilepsji w wodzie (jedno z mazurskich jezior). To dopiero było ekstremalne przeżycie - zarówno dla mnie ratującego jak i dla niego ochlanego wodą po sam czubek nosa.

PZawadzki napisał(a):

Originally posted by andol
Mnie w dzieciństwie przejechał (przejechał, nie potrącił) autobus. (...)



...i tak zostałem użytkownikiem Opery... :-D
MSPANC

artuone napisał(a):

Moj znajomy w dziwnym ataku szału, po kradzieży puzzli, wbiegł na droge szybkiego ruchu i wpadł pod malucha wink Na szczęście maluch wyszedł na tym gorzej, bo kiedy znajomy przeleciał nad samochodem (około 4 obrotów) tamten wypadł z drogi i uderzył w stojący przy poboczu słup. Kolega połamał obie ręce i nogi (z gipsu nie wychodził przez 2 miesiące) a samochód musiał zostać oddany do kasacji (nie było czego zbierać...). Wina była ewidentnie po stronie kolegi, bo nagle, niespodziewanie wbiegł na jezdnie.

Ja natomiast ostatnio przeżyłem niekontrolowany poślizg. Ja byłem przechodniem. Stałem na niezabezpieczonym przystanku tramwajowym w centrum miasta. Jadący z dużą prędkością samochód wpadł w poślizg i kierował się na czołowe zderzenie ze mną. Kiedy ja odwrócony byłem do niego plecami i nie widziałem całej sytuacji. Na szczęście jedena osoba stojąca na przystanku zauważyła to wszystko i skoczyła w moim kierunku kładąc mnie na ziemię metr dalej. Zostało by ze mnie naprawdę mało...

Inny przykład samochodowego szaleństwa ze szczecina, chyba grudzień zeszłego roku. Chłopak jadący dostawczym mercedesem (na największym szczecińskim skrzyżowaniu) po pęknięciu opony w stresie zamiast hamowac nacisnął pedał gazu taranując 3 samochody, sygnalizator uliczny, przejechał przez skrzyżowanie skręcając w kierunku wysepki tramwajowej, na której stało około 300 osób, przejechał metr obok niej i jadąc dalej wjechał do oddziału Citibanku, atakując wypłacającego z bankomatu pieniądze klienta, który gdyby nie szybki skok do góry stałby się najbogatszym trupem w mieście. Kierowca owego samochodu dostawczego nie posiadał prawa jazdy - był dopiero kursantem.

Ot takie 3 historie "Otarli się o śmierć"

adas napisał(a):

Mi się coś wydaje, że przy nazwie wątku powinien być czerwon,y okrągły znaczek znany z telewizji... wink

A co do moich zdarzeń... trochę tego było od dostania w twarz piłką, przez ból zęba, brzucha i zwichnięcie kostki w dzień swoich siódmych/ósmych urodzin, po wiele wywrotek na rowerze... Ale złamanego nie miałem nic...

A co do jednej wywrotki na rowerku:
W jakiś letni piątek jechałem sobie do babci, nie główną drogą, ale ścieżkami przez las (no bo bezpieczniej). I w dużą prędkością (nie miałem jeszcze licznika) ale jakieś 40-50 km/h było (bo teraz wiem ile jeżdzę bigsmile ) zjeżdzałem z takiej niewysokiej górki. Ścieżka leśna na szerokość jednego samochodu, żwirowo-piaskowa na końcu górki lekko skręcała (jakieś 30 stopni) w lewo. No to ja nie wiem czemu, zacząłem się przechylać jak ci motocykliści na wyścigach. Tak się przechyliłem, że przejechałem sobie po tym piasku żwirku lewym kolankiem, lewym łokciem (zamienionym jakimś sposobem na lewe przedramię), prawą dłonią i jeszcze paroma innymi częściami ciała...

Ale trzeba było dojechać do domu jakieś 5 km przez las... no to ociekając krwią jakoś dojechałem (wcześniej przemyłem to 0,5 l mineralną niegazowaną). Ludzie jakiś dziwny wzrok mieli patrząc na mnie po drodze... wink

A w poniedziałek, z ładnie obandażowanym, nieruchomym kolanem pojawiłem się na ostatnich jazdach na placu manerwowym. Kobieta prowadząca jazdy się za głowę się chwyciła. Po godzinie parkowania wsiadłem w autobus i pojechałem na ezgzamin prawa jazdy. I zdałem wink A miałem niezłe wchodzenie do samochodu, prawie jak kobieta w ciąży wink

janiszj napisał(a):

Już dajcie spokój, bo wyjdzie na to, że Opery używają same pierdoły...

Miaua napisał(a):

Raczej weterani, zaprawieni w boju ;p

Gargamel napisał(a):

Originally posted by janiszj
Już dajcie spokój, bo wyjdzie na to, że Opery używają same pierdoły...


Co cię nie zabije, to cię wzmocni.

Originally posted by adas
Mi się coś wydaje, że przy nazwie wątku powinien być czerwon,y okrągły znaczek znany z telewizji... wink


Taki może być?


Ale coś mi się tak zdaje, że część forumowiczów oszukuje wink . Tu nie chodzi o wszystkie urazy jakie się nam w życiu przydarzyły, ale o te, które mogły doprowadzić do zgonu. Bo w każdym razie o to szło w moim, otwierającym wątek, poście.

adas napisał(a):

Originally posted by Gargamel
Taki może być?

Czy ja wiem lol

RomanK napisał(a):

Ale coś mi się tak zdaje, że część forumowiczów oszukuje . Tu nie chodzi o wszystkie urazy jakie się nam w życiu przydarzyły, ale o te, które mogły doprowadzić do zgonu. Bo w każdym razie o to szło w moim, otwierającym wątek, poście.


No wiesz znam przykład osoby (siatkarz co by nie kluczyć) która z zupełnie błachego powodu wykorkowała.
A było to tak. Na trenigu chłopak źle upadł i uderzył łokciem o parkiet. Dość mocno. Przez tydzień to zbicie nosił na temblaku. Niby wszystko się uspokoiło ale zawsze po treningu jednak odczuwał straszny ból. Sprawa trwała w sumie 2 tygodnie. Pojechali w weekend na mecz wyjazdowy. Kolega znany lekarz i przyjaciel trenera dostał zlecenie by go przed meczem jeszcze obejrzał. Ręka była spuchnięta. Dotknął chłopaka w jedno miejsce pod pachą i odesłał natychmiast do szpitala. Jaka była diagnoza? Otóż było to zakażenie (mimo że nie było rany otwartej) i lekarz po wszystkim mówił że było tak wysoko że różnie mogło być i za 2h mogło by być pozamiatane.

Także w życiu już mnie nic nie zdziwi i nawet niby lekkie zdarzenie może być bardzo niebezpieczne.

Gargamel napisał(a):

Originally posted by adas
Czy ja wiem lol


Sądziłem, że jeśli zmienię "message icon" w pierwszym poście, to zmieni się ikonka dla całego wątku. Wydawało mi się, że tak kiedyś robiłem.

prosiaczek napisał(a):

Nad Operowcami ciąży jakaś klątwa, pora zmienić przeglądarkę nim samolot spadnie mi na głowę bigsmile wink

Miaua napisał(a):

Moze nas MS chciał wyniszczyć zawczasu?bigsmile

Czy Firefoxowcy też mieli takie przejscia?p

adas napisał(a):

Originally posted by Miaua
Moze nas MS chciał wyniszczyć zawczasu?bigsmile


Słabo się starał widocznie wink

Jurgi napisał(a):

Originally posted by Miaua
Zostało skonstruowane tak, zeby nie móc jednoczesnie połykać i oddychać. Jak połykasz to masz zatkaną dziuke oddechową, zeby sie nie udusić czymś. Tylko, ze czasem coś nie zadziała prawidłowo:(



No właśnie wycinanie migdałków ten mechanizm psuje… Jakby lekki paraliż mięśni, czy co, w każdym razie działa to czasem z opóźnieniem. Zwłaszcza, jak się ma jeszcze jakieś przeziębienie, albo co...

Więcej ekstremalnych przeżyć chyba nie mam. Raz mi maluch (Ferrari 126p znaczy) przejechał po stopie, ale miałem obuwie typu glan, które tylko lekko się pogniotło... bigsmile I raz biegnąc (jako dziecko) nadziałem się szyją na sznurek do prania, ale to standard.
Za to mój kumpel ma przechlapane. Albo zleci z roweru głową naprzód (przez słuchanie walkmana), albo mu skini wp***lą, bo nie chce im licznika od roweru oddać, albo wylecą samochodem z drogi i dachują po kilku kozłach. Na koniec wresznie zleciał z drabiny plecami na stertę cegieł. Kręgosłup poszedł, oczywiście; przyjechało pogotowie i mówią "no nie bądź baba", za ręce go i hop na nóżki... jak odzyskał po tym przytomność w szpitalu, to mógł tylko oczyma ruszać i niczym więcej. Lekarze stwierdzili, że chodził to już nie będzie. Ale po miesiącu stanął na nogi, twardziel jeden. Ale operacji potym tyle jeszcze przeszedł, że nikomu nie życzę...

adas napisał(a):

Originally posted by Jurgi
Za to mój kumpel ma przechlapane. Albo zleci z roweru głową naprzód (przez słuchanie walkmana), albo mu skini wp***lą, bo nie chce im licznika od roweru oddać, albo wylecą samochodem z drogi i dachują po kilku kozłach. Na koniec wresznie zleciał z drabiny plecami na stertę cegieł. Kręgosłup poszedł, oczywiście; przyjechało pogotowie i mówią "no nie bądź baba", za ręce go i hop na nóżki... jak odzyskał po tym przytomność w szpitalu, to mógł tylko oczyma ruszać i niczym więcej. Lekarze stwierdzili, że chodził to już nie będzie. Ale po miesiącu stanął na nogi, twardziel jeden. Ale operacji potym tyle jeszcze przeszedł, że nikomu nie życzę...


A jakiej przeglądarki używa? Napisz, że IE (nawet jakby to nie była prawda) wink

Jurgi napisał(a):

No, to było parę lat temu… Opery i FF na pewno jeszcze nie było…

Tak a proops tego kumpla jeszcze… Niecały rok później, jak jeszcze nosił gorset (i nie mógł nic dźwigać), pojechaliśmy razem (czterech nas było) na zlot komputerowy 8-bit na Słowację. Przed granicą skręciliśmy po nocy (marzec to był) w złą drogę o droga się skończyła... potokiem. Twingo poleciało w dół i wylądowało dzionem w potoku. Trzeba było je wyciągać. Ja jestem umięśniony raczej mizernie (60 kilo wagi przy 182 cm wink), kumpel w tym gorsecie (jeszcze przed kolejną operacją), drugi kumpel mieszczuch potworny i z jeszcze gorszą kondycją ode mnie. Jedyny sprawny kumpel to kierowca, nikt poza nim nie umiał za kółkiem siedzieć… Do dziś się dziwię, jak nam się udalo…
Ale przygód zlotowych to multum było… W tej samej podróży jeszcze 3 razy omal nie postradaliśmy życia… Typu kumpel nie zauważył, że droga skręca i wylecieliśmy z szosy na żwir przy ponad 100 km/h… Omal nie wlecieliśmy do przepaści (piękna ta Słowacja, rzeczka sobie płynie 50 metrów niżej)… Etc…

janiszj napisał(a):

Originally posted by Gargamel
Co cię nie zabije, to cię wzmocni.

Kocham mocną kawę i to w dużych ilościach. Jestem za!coffee